TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Wszystko na temat Tauron Basket Ligi Kobiet

Moderatorzy: ann, rzymi, paulo2907, Kuba, przemoe

Awatar użytkownika
przemoe
Senior
Posty: 4243
Rejestracja: 22 listopada 2007, 20:18
Lokalizacja: Gdynia
Kontaktowanie:

TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: przemoe » 27 kwietnia 2016, 13:03

Trzy dni do finału a tu nic?

Coby zagaić rozmowę pytanie na wjazd: Czy Artego jest w stanie zacząć od 2-0? Patrząc na miejsce meczów, długość ławki Wisły, pięciomeczową wojnę ze Ślęzą vs rolkę z MKSem właściwie nie ma się nad czym zastanawiać. Jedynym argumentem na korzyść Wisły jest Hernandez i jego umiejętność wyjścia z sytuacji. Czy to wystarczy?

Ankiety się tu nie mogę doklikać, ale szacowałbym jakoś tak:
2-0: 50%
1-1: 40%
0-2: 10%

Czekam na flejm ;)
Pozdrawiam,
Pszemek.
----------------
Obrazek

http://toiowonasportowo.blox.pl

Awatar użytkownika
Saletra
Junior
Posty: 2327
Rejestracja: 11 czerwca 2004, 19:09
Lokalizacja: Poznań

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: Saletra » 27 kwietnia 2016, 18:10

Dla mnie podstawę do MP stanowią dwa pierwsze mecze w Bydgoszczy. Jeżeli Wiśle się uda wyjudzić jedno zwycięstwo około 1-5 pkt to Krakowianki nie stoją na staconej pozycji. Moze warto dać się nasycic Artego w pierwszym spotkaniu 15-25 pkt, a w następnym rozkojarzone i pokprzepione wspaniałym zwycięstwem Bydgoszczanki znacznie łatwiej będzie podejść i wydusić zwycięstwo.

Po 1:1 przechodzimy do Krakowa, gdzie z kolei nie wierzę, że Wisła wygra dwa spotkania. Wkur.... one zawodniczki Bydgoskie znowu dadzą pokaz w pierwszym meczu gdzie wygrają 15-20 pkt, a następnego dnia cegięlkę dołoży Hekrt, który stwierdzi, że po trzech meczach bilans 2:1 bralby w ciemno, no i że juz w zasadziw sytarczy, totez będzie starał się zespoł nastawić na piąty mecz. Wiśle znowu powinno się udać wydusić zwyćiestwo (nawet do 10 pkt) i o wszystkim rozstrzygnie mecz w Bydgoszczy. No i tam już wygra lepszy. Albo Artego się zes....a i nie wytrzyma presji albo pokaże że własna hala stanowi nie lada atut. Wisła z kolei umie wygrywać na wyjazdach (Euro) i na jedne mecz Herni będzie umiał zespoł nastawić.

Dla mnie dwa czynniki mają decydujące znaczenie: 5 meczów Wisły z Slęzą, podczas gdy Artego po trzecim meczu gładkim z CCC mogło sobie opracowywać cykl przygotowawczy na potyczkę z Krakowem i jednocześnie obserwować rywala w walce z Wrocławiem plus brak w Wiśle Dżonowej i Misiuk.
Ławka w Bydgoszczy też jest krótka (wiemy jaką rotacje prowadzi Herkt) ale jakoś t Amerykańskie gwiazdy lepiej to znoszą kondycyjnie plus Wisła nagrała się w Eurolidze wąskim składem i w kontekscie potyczki z Slęzą mogą czuc sezon w nogach (albo przynjamniej tak się tłumaczyć).

Tak więc moj typ ma dwa warianty:
Jeżeli Wisła wygra jeden mecz na wyjezdzie z "Bydogosją" to skończy się wg mnie na 2:2 po czterech meczach i zażartym meczu finałowym, w którym mimo wszystko obstawiłbym z małą przewagą na Bydgoszcz - a więc 3:2 dla Artego,

Albo jeżeli Wisła przerąbie dwa mecze na wyjezdzie to skonczy się na 3:1 dla Bydgosji.

Wisła jak dla mnie musi koniecznie wygrać mecz na wyjezdzie i potem jakieś tam szanse są. Taktyka aby dać się rozbełtać w pierwszym meczu na wyjezdzie nie byłaby najgorsza, bo wyrównane pierwsze mecze Wisły i "wyżlenie się" i porażka około 8 punktami w pierwszych spotkaniach niemal od razu aktualizuje porażkę ze zmęczenia w kolejnym spotkaniu i bilans 0-2. Z kolei 20 pkt w plery po pierwszym spotkaniu uspokaja rywalki i daje dużą szansę do kontry.

Sam jestem ciekawy jak to się ułoży.

danpe_
Żak
Posty: 388
Rejestracja: 21 października 2012, 13:46

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: danpe_ » 27 kwietnia 2016, 18:52

Nie sądzę, aby Wisła grając jakkolwiek jeden mecz w sobotę (nawet na pół gwizdka) była w stanie dać z siebie wszystko w niedzielę, właśnie z racji na nikłą rotację. Moim zdaniem należy próbować w pierwszym meczu, podobnie jak ze Ślęzą. A później - na ile zdrowie pozwoli.
Zgadzam się jedynie z tym, że jeśli nic nie wygrają Wiślaczki w Bydgoszczy, trudno będzie im wygrać 2 mecze u siebie i obronić MP.

Awatar użytkownika
Greebo
Weteran kkforum
Posty: 12080
Rejestracja: 27 maja 2005, 20:19
Lokalizacja: Kraków

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: Greebo » 27 kwietnia 2016, 18:57

A ja tam przewagi fizycznej/kondycyjnej Bydgoszczy sie nie obawiam. To nie Toruń czy Ślęza (w 2 pierwszych meczach) by mogły nas zajechać w tej serii. Tez mają 7 zawodniczek i nie mogą za bardzo ryzykować w tym elemencie. Fakt, mają w nogach juz 18 spotkań mniej, maja teraz parę dni odpoczynku więcej ale IMO ten tydzień który mamy powinien wystarczyć by dojść do siebie. A potem już z kazdym meczem zmęczenie będzie narastać równomiernie.. może nawet szybciej u Bydgoszczy bo warunki fizyczne zwłaszcza pod koszem mamy jednak ciut lepsze a i średnia wieku naszych pan jest o sporo mniejsza. Watpie by nasze panie nawet po intensywnym 1 meczu tym razem padły w kolejnym.

Gdybyśmy mieli jeszcze jedna panią więcej w rotacji, to dawałbym nam tak z 60% szans na MP, a jak nie to tylko 51 :) W tych dwóch pierwszych meczach najbardziej prawdopodobny dla mnie bilans to 1-1. Pamiętam o meczu z ostatniej kolejki RS, ale ten mecz wypadł w paskudnym dla nas momencie a poza tym taki a nie inny jego przebieg, a zwłaszcza gra Bydgoszczy w ostatniej kwarcie będzie w mojej opinii świetnym materiałem dla Józka przy ustalaniu taktyki.

Oczywiście przebieg tegorocznych finałów jest dużo większa niewiadomą niz rok temu. Wówczas nawet mimo porażki w 1 meczu nie wątpiłem ze i tak tytuł zostanie w Krakowie. W tym sezonie Bydgoszcz ma dużo większe szanse na zmianę tego stanu rzeczy, a już na pewno trudno sobie wyobrazić by któreś ze spotkań zakończyło sie takim pogromem jak mecz nr 2 rok temu. Tym samym finały zapowiadają się dużo ciekawiej dla osób postronnych, a jakimi okażą sie w praktyce dowiemy sie już niebawem. Ja w kazdym razie bardziej sie obawiałem rywalizacji z Toruniem i Ślęza niż tej finałowej. Może dlatego ze w poprzednich rundach mieliśmy więcej do stracenia.
... tysiące przejechanych kilometrów ... setki przegadanych godzin .. dziesiątki odwiedzonych miast, stadionów i hal ... jedna trójkolorowa pasja ...

danpe_
Żak
Posty: 388
Rejestracja: 21 października 2012, 13:46

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: danpe_ » 27 kwietnia 2016, 19:31

Chodziło mi o to, że odpuszczanie 1 meczu, żeby mieć więcej sił na drugi i liczyć przy tym na jakieś podmeczenie, zbytnią pewność siebie, czy co tam miał na myśli Saletra jest IMO samobójstwem, bo w przypadku niepowodzenia tej taktyki jest 2:0 i rzadka kupa.

Awatar użytkownika
Greebo
Weteran kkforum
Posty: 12080
Rejestracja: 27 maja 2005, 20:19
Lokalizacja: Kraków

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: Greebo » 27 kwietnia 2016, 19:41

No to sie zgadzam. Walczymy od 1 do ostatniej minuty każdego meczu. My nie Herkt by odpuszczać :)
... tysiące przejechanych kilometrów ... setki przegadanych godzin .. dziesiątki odwiedzonych miast, stadionów i hal ... jedna trójkolorowa pasja ...

Awatar użytkownika
Saletra
Junior
Posty: 2327
Rejestracja: 11 czerwca 2004, 19:09
Lokalizacja: Poznań

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: Saletra » 28 kwietnia 2016, 16:58

No tak tylko pamiętajmy, że trzeba znac pscyhologię zespołów prowadzonych przez Tomka H. Jeżeli raz wygrają wysoko, to wszyscy będą zadowoleni i .....osiądą na laurach. Trener Artego stwierdzi, że plan już wykonany "no bo jedno zwyciestwo z takim zespołem jak Wisła już wystarczy", ząs same zawodniczki "rozbuchane" wysokim zwyciestwem sobie pofolgują i zaskoczone dużym oporem Wisły w drugim spotkaniu przerąbią, nie umiejąc powrócic do meczu i prezentując chaos w ataku na tle zdyscyplinowanej obrony rywalek.

Jest to finał prawdy dla Herkta. Tym razem nie będzie mógł się tłumaczyć przewagą kadrową Wisły. Składy są w miarę wyrównane i przysłowiowym języczkiem u wagi jest kunszt trenerski. Także jak dla mnie zespół, który będzie miał lepszego trenera, który będzei umiał szybko reagować na wydarzenia na boisku wygra. Z tym u pana Tomka było zawsze kiepsko i jestem secptyczny czy to się zmieniło. Prędzej w końcowce zwycięską trójkę ciepnie mu Reid, w odpowiedzi na brak taktyki z jego strony. No zobaczymy - tutaj niekwestionowana przewaga Józefa.

Co do taktyki, którą nakreśliłem to zdaję sobie sprawę, że jest bardzo ryzykowna i sam nie wiem czy jednak bym się na nią zdecydował ...ale uważam, ze Bydgoszcz będzie mocno nabuzowana na pierwsze spotkanie i będzie chciała pokazać ostrego "powera". Przy okazji pierwszego meczu w ich hali, przy wsparciu kibiców Wiśle może być ciężko. Gdy Krakowianki wyżyłują się na pierwszy mecz a i tak go przerżną 10-pkt to na drugi mecz siły już w ogóle nie będzie i wtedy dramat.... 0 do 2 i do widzenia.

A co do moich preferencji to w związku z tym, że nie gra żadne klub z mojego miasta to jak zwykle mam komfort swobodnego oglądania spotkań bez większych nerwów. Mam swoje sympatie, ale jak zwykle bardziej decydującym czynnikiem dla mnie będzie to, który z zespołów bardziej potrzebuje zwyciestwa w aspekcie ekonomicznym, a więc sponsorskim.

W Artego sytuacja jest zdaje się stabilna -sponsor nie może narzekać, bo od lat są medale, teraz jak wpadnei drugie srebro też będzie dobrze, a w przyszłym sezonie jak da wiecje kasy to może zawalczy o złoto.

W Wiśle moim zdaniem nie jest już tak wesoło. Can-Pack obciął ostro wpływy sponsorskie dla Wiślaczek i brak MP może traktować jako wymówkę do dalszego przykręcania kurka z kasą albo do odejścia. Wiadomym jest, że jak sponsor chce odejść, to i tka odejdzie nie bacząc na sukcesy, ale jednak trudniej się taką decyzję podejmuje jeżeli realizowane są cele marketingowo-sportowe jakim niewątpliwie byłoby MP.

Tak więc życzę Wiśle MP (inna sprawa, że kibicowsko tej wolę Wisłę od Artego) bo bardziej się jej to MP przyda. Prędzej po srebrze odejdzie Can-Pack z Krakowa, niż Artego z Bydgoszczy.

danpe_
Żak
Posty: 388
Rejestracja: 21 października 2012, 13:46

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: danpe_ » 28 kwietnia 2016, 18:19

Na Zeusa i jego pioruny, to są finałowe mecze w miarę poważnej ligi, a nie wiejskie zwody w pici polo na małe bramki w remizie strażackiej. Nie znam Herkta osobiście, trochę o nim słyszałem dziwnych rzeczy, ale idiotyczną by była sytuacja, w której wygrywa pierwszy mecz i uznaje, że to wystarczy,a za jeszcze bardziej idiotyczne, gdyby zawodniczki mające spore szanse na MP się z tym zgodziły. O czym by to świadczyło? O zupełnym braku ambicji i charakteru.

Niech sobie Artego będzie nabuzowane, Ślęza też była, a w czapę dostała. Różnie może być.
Wisła nie ma prawa nic odpuszczać i tyle. Wiślaczki muszą zagrać na maksa, wszak nie chcą być uznane za niegodne podania ręki?
Do Bydgoszczy ktoś tam z tego, co słyszałem się wybiera, więc też będzie wsparcie ;)

Co do sponsora, no cóż, jak będzie chciał tym wszystkim rzucić w kąt, to i tak rzuci. Mieliśmy niedawno drużynę Mistrzów Polski, która z dnia na dzień została bez sponsora i w rezultacie została zlikwidowana, w Wiśle nic mnie nie zdziwi. Jak i ogólnie w sporcie - takie czasy, kasa się liczy.

Awatar użytkownika
Greebo
Weteran kkforum
Posty: 12080
Rejestracja: 27 maja 2005, 20:19
Lokalizacja: Kraków

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: Greebo » 28 kwietnia 2016, 19:39

Z tego co się orientuje to raczej to nie zakładałbym się gdzie jest sytuacja finansowa stabilniejsza. Zwolnienie Fikiel i brak ściągnięcia zastępstwa za nią (mimo ze były takie plany) tez coś sugeruje.

A to co będzie z naszymi finansami to IMO w niewielkim stopniu zależy od wyników finałów. A jeśli nawet to nie wiadomo w ktora stronę :) Myslę po za tym ze jednak sponsorzy sa zadowoleni z tego sezonu - choćby z wyniku w eurolidze jak również świadomi tego ze problemy w lidze wynikają w głównej mierze właśnie z tego ze brak tej jednaj klasowej zawodniczki więcej.
... tysiące przejechanych kilometrów ... setki przegadanych godzin .. dziesiątki odwiedzonych miast, stadionów i hal ... jedna trójkolorowa pasja ...

Awatar użytkownika
przemoe
Senior
Posty: 4243
Rejestracja: 22 listopada 2007, 20:18
Lokalizacja: Gdynia
Kontaktowanie:

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: przemoe » 29 kwietnia 2016, 06:26

Wyniki w lidze wynikają głównie z faktu, że ciągle macie kogoś połamanego w licznie zastanawiająco wysokiej. Fakt, że dużo gracie, ale to nie pierwszy raz przecież, a mniejszych i większych kontuzji w tym roku miliony. Nie ma jakiejś ustabilizowanej rotacji (czasem w ogóle nie ma rotacji) to i dupowate wyniki bo ile można oddychać rękawami.
Pozdrawiam,
Pszemek.
----------------
Obrazek

http://toiowonasportowo.blox.pl

Awatar użytkownika
Greebo
Weteran kkforum
Posty: 12080
Rejestracja: 27 maja 2005, 20:19
Lokalizacja: Kraków

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: Greebo » 29 kwietnia 2016, 08:21

No ale właśnie ta jedna więcej zawodniczka w kadrze dawałby nam ten bufor bezpieczeństwa na wypadek kontuzji. Fakt, kontuzji multum, ostatni raz tak mieliśmy 3 lata temu i pamiętamy jak się skończyło (choć wówczas to był tylko 1 z powodów sezonowej klęski)
... tysiące przejechanych kilometrów ... setki przegadanych godzin .. dziesiątki odwiedzonych miast, stadionów i hal ... jedna trójkolorowa pasja ...

Awatar użytkownika
Greebo
Weteran kkforum
Posty: 12080
Rejestracja: 27 maja 2005, 20:19
Lokalizacja: Kraków

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: Greebo » 29 kwietnia 2016, 11:15

Z okazji jubileuszowego, 10-tego występu Wiślaczek w finale w erze Can-Packu krótkie przypomnienie to co wydarzyło się w poprzednich 9 podejściach. Z góry zaznaczam że jest to hisotria widziana w bardzo subiektywny sposób, oparta na dodatek w większości na wspomnieniach które jak wiadomo lubią czasem zawodzić :)

Sezon 2004/05

Pierwszy sezon silnej Wisły. Silnej, ale nie na tyle by to ona była głównym faworytem do zdobycia mistrzowskiej korony, mimo że mieliśmy wówczas w składzie świeżo upieczoną mistrzynię olimpijską Shannon „PeeWee” Johnson a także Tangele Smith. Ta pierwsza bynajmniej nie zamierzała za nasz klub umierać a ta druga w trakcie sezonu się „popsuła” a jej zastępczyni, Iciss Tillis do tej pory mieści się w top 3 najgorszych amerykańskich transferów w naszym klubie. Ten sezon został przeze mnie zapamiętany nie tyle z racji tego co miało miejsce w finale a z powodu dwóch wcześniejszych wydarzeń. Pierwszym była ta sytuacja: https://www.youtube.com/watch?v=qczJLdMkmGg która miała miejsce podczas finałowego meczu o Puchar Polski rozgrywanego w naszej hali. Incydent co prawda nie miał wpływu na ostateczny tryumf Lotosu zarówno w tym spotkaniu jak i później w finale, ale zaostrzył i tak już mocno napięte relacje na linii Kraków – Gdynia. Drugie kluczowe dla nas sprawa w tym sezonie to druga połowa 5-tego, decydującego o awansie do finału półfinałowego meczu z Polfą Pabianice (w skaldzie m.in. O.Pantelejeva, G.Toma, E.Trześniewska, E.Lamparska). Nasze zawodniczki (dowodzone przez W.Downar-Zapolskiego) w wyjazdowym meczu w połowie 3 kwarty przegrywały już niemal 20 punktami, ale zdołały tą stratę nadrobić i po raz pierwszy do czasów Krysi Lary i Żeni Nikonowej zameldować się w finale.

A sam finał? Na trybunach było dość gorąco, ale na parkiecie dominacja faworytek z Gdyni nie podlegała większej dyskusji. Udało nam się co prawda wygrać 1 spotkanie, ale to było wszystko na co było nas stać. Lotos, mający w składzie m.in. M.Dydek, młodą A.Bibrzycką, wyciągniętą od nas E.Kobryn czy też D.Nolan wygrał 3 pozostałe mecze dość pewnie i zasłużenie – po raz 8 z rzędu! – został mistrzem Polski. Nas ta porażka nie zabolała. Srebro i tak było dużym sukcesem a wszyscy liczyli że nasz czas dopiero nadchodzi. I jak pokazała przyszłość te finały okazały się jedynie preludium do prawdziwej wojny Krakowsko – Gdyńskiej które nastąpiła w kolejnych latach.

Finały: Lotos Gdynia – Wisła Kraków 3-1 (1-0, 1-1, 2-1, 3-1)

Kadra Wisły: S.Johnson, T.Smith, I.Tillis, N.Trafimova, M.Kress, J.Skerovic, I.Perovanovic, P.Czepiec, D.Gburczyk, K.Kenig, M.Krawiec, J.Czarnecka, M.Skorek, M.Radwan, A.Lopez-Verdu

Trener: W.Downar-Zapolski (zastąpił w trakcie sezonu A.Konieckiego)

Chwila która przeszła do historii: incydent Skera – Powell w PP. :roll:

Sezon 2005/06

Po pierwszych sukcesach z reguły rośnie apetyt na kolejne. Nie inaczej było i w naszym przypadku. Po zdobyciu srebra cel mógł być tylko jeden – zdetronizować Lotos i po niemal 20 latach odzyskać tytuł MP. W wykonaniu tego celu miały pomoc nowe zawodniczki – Anna DeForge i Kara Braxton, a także nowy trener – Elmedin Omanic a sukces miało być tym łatwiej że Lotos był już zdecydowanie słabszy – stracił m.in. M.Dydek a także D.Nolan, a nowe nabytki (T.Johnson, C.Newton, R.Sarenac) były zawodniczkami jednak sporo słabszymi od poprzedniczek. I większość sezonu potwierdzała te aspiracje – wygraliśmy nie tylko sezon zasadniczy (1 porażka z Pabianicami) ale także zrewanżowaliśmy się Gdyniankom wygrywając na ich terenie Puchar Polski. Do rozgrywki finałowej przystępowaliśmy wiec w roli dość zdecydowanego faworyta, ale odzyskanie tytułu okazało się rzeczą dużo trudniejszą niż się to z początku wydawało. Sporo w tym zasługą niestety Omanica którego z ogromnym respektem podszedł do Biby co zaowocowało tym ze finałowa seria polegała głownie na gonitwie N.Trafimovej za Biba. Gdy Białorusince udawało się powstrzymać gwiazdę naszego basketu – wygrywaliśmy, a gdy góra była Biba to i cała Gdynia świętowała wygrane. Tym samym po 6 spotkaniach (bo finał był rozgrywany w systemie Best-of-7) był remis a końcowym sukcesie miało zadecydować ostatnie spotkanie w Krakowie.

Ten mecz zapamiętałem z dwóch powodów. Pierwszym była atmosfera na hali. Pamiętam jak po meczu na nie istniejącym już forum gdyńskich kibiców któryś z nich pisał że czuł się na naszej hali jak w Koloseum, w którym widzowie domagają się nie tylko widowiska ale i krwi. I miał w tym sporo racji. Takiej atmosfery na hali ani wcześniej ani już później nie przeżyłem. Już na długo przed spotkaniem nie było na niej wolnego miejsca, a kibice nieustannie okazywali swoje nastawienie do rywali. Pojawienie się zawodniczek rywala na rozgrzewce wywołało burze gwizdów i deszcze serpentyn, a to był dopiero początek. Doping na meczu to nie były długie melodyjne przyśpiewki a nagła reakcja na wydarzenia na parkiecie. Każde udane zagranie naszej zawodniczki – o to nie zdobycie punktów, ale choćby wywalczenie i zbiórki - wywoływało salwę radości, każde przejęcie piłki przez rywalki czy niekorzystna decyzje skutkowało przeraźliwym gwizdem a niekiedy i serią obelg. Nie przeceniam z reguły wpływu dopingu na przebieg wydarzeń na obiektach sportowych, ale akurat ten mecz pokazał że czasem i oni mogą mieć znaczny wpływ na przebieg spotkania. Najlepszym przykładem był młodziutka wówczas Lecia którą atmosfera na hali wręcz sparaliżowała. Tak przerażonego atmosfera na trybunach zawodnika widziałem w życiu jeszcze raz – gdy wraz z Lechem przyjechał na Reymonta niejaki Dolha Emilian… Ale nie tylko Lecia miała problemy. Inne zawodniczki z Gdyni tez nie radziły sobie z presją. Po pierwszej kwarcie było już +9 dla nas, po drugiej +17. Ale jak to bywa często w takich sytuacjach z czasem gości oswoili się z tym co się wokół nich dzieje a u naszych zawodniczek emocje zaczęły opadać. I nasza przewaga zaczęła topnieć z minuty na minutę. Po 3 kwartach było już tylko +9. Potem +7, +5 i w końcu +3.. Na szczęście dla nas czas mijał szybko a w ostatniej minucie doszło do drugiego pamiętnego dla mnie momentu: celnej trójki M.Kress w ostania minucie spotkania. Ten rzut można zobaczyć tu: https://www.youtube.com/watch?v=ktzmrmOCKSU. Na filmiku widać że niewiele brakowało a moment wcześniej stracilibyśmy piłkę.. Na trybunach zapanowała euforia, na tym forum również.. cóż..dużo osób z rożnych miast życzyło sukcesu każdemu kto mógł zdetronizować Gdynianki.

Finały: Wisła Kraków – Lotos Gdynia 4-3 (1-0, 1-1, 2-1, 2-2, 3-2, 3-3, 4-3)

Kadra Wisły: A.DeForge, K.Braxton, N.Trafimova, M.Kress, J.Skerovic, I.Perovanovic, P.Czepiec, D.Gburczyk, K.Kenig, M.Krawiec, J.Czarnecka, M.Skorek, M.Radwan, E.Guneva

Trener: E.Omanić

Chwila która przeszła do historii : trójka M.Kress :twisted:

Sezon 2006/07

Utrata mistrzostwa podrażniła wyraźnie ambicje Lotosu. Odeszła co prawda Biba za to sięgnięto po gwiazdy z Ameryki – i to aż 4, mimo ze w kadrze meczowej mogły być zgłoszone tylko 3 zawodniczki spoza naszego kontynentu. T.White, B.Lennox, N.Sales i R.Riley – te panie wspomagane przez cała grupę solidnych Europejek i Polek miały odzyskać tytuł dla Gdyni. O tym jak poważnie o tym myślano najlepiej świadczy fakt, ze ta ostatnia pani – zakontraktowana początkowo dopiero na druga cześć sezonu – została ściągnięta za dodatkową, dużą kwotę na jeden, jedyny mecz z nami już w grudniu. Pomoc ta na niewiele się zdała, bo nad morzem wygraliśmy lekko, łatwo i wysoko. Ogólnie w pierwszej części sezonu nasz zespół oparty tym razem na zawodniczkach obwodowych (do Skery i ADF doszła D.Canty) spisywał się na krajowym podwórku bez zarzutu. Ale im dłużej trwał sezon tym nasza gra wyglądała gorzej, i to mimo że nasi działacze wyciągnęła asa z rękawa w postaci C.Holdsclaw. Amerykanka z miejsca stała się gwiazdą ligi, ale w drużynie zaczęły narastać konflikty, także na linii trener – ADF/Skera. Ostatecznie udało się obronić 1 miejsce przed PO, wygrywając ponownie z Gdynia w ostatniej kolejce RS, ale już tydzień później to rywalki mogły świętować sukces nad nami odzyskując PP. I to one zaczęły być uważane za faworyta do tytułu, mimo braku przewagi własnego parkietu. Ich forma szła w górę a nasza cały czas w dół. Pamiętam jak po nieco wymęczonej wygranej z Pabianicami (na ławce Herkt ) w ¼ finału kibice tego zespołu mówili nam że życzą obrony tytułu, ale wyżej oceniają szanse Gdyni.

I początek finałowej rywalizacji zdawał się potwierdzać te opinie. Pierwszy mecz we własnej hali jeszcze jakoś wygraliśmy, ale dzień później Gdynianki doprowadziły do remisu w serii. A potem nastąpił tydzień podróży na trasie Kraków-Gdynia, rozpoczęty przez nas fatalnie, bo od dwóch porażek w Gdyni – pierwszej minimalnej po dogrywce, drugiej już bardzo wysokiej, prawie 20-punktowej. W tym spotkaniu momentami rywalki nas wręcz upokarzały grając „show-time”.. cóż miały się z czego cieszyć, było już 3-1 i tylko jeden kroczek do tytułu. Po tym spotkaniu doszło jednak do znamiennej sytuacji. Grupka miejscowych kibiców ustawiła się w szpaler przed szatnią naszych zawodniczek i ironicznymi brawami oklaskiwała schodzącą do szatni ADF.. coz.. czasem nie warto budzić smoka gdy ten drzemie…

Drugi istotny moment nastąpił dzień później – już w Krakowie. Na trening Wiślaczek dotarła spora grupa kibiców by dodać im otuchy przed mającym nastąpić już następnego dnia meczem nr 5. Czy to wsparcie okazało się skuteczne? Można się spierać. Z jednej strony ten mecze przebiegał pod dyktando Gdyni. Po 3 kwartach rywalki prowadziły aż 11 punktami.. z drugiej – nasze panie nie zwiesiły głowa tylko walczyły do końca i ta walka się opłaciła. Końcówka tego meczu przeszła niewątpliwie do historii polskiej żeńskiej koszykówki: szaleńczy pościg wyprowadził nas na 1 punktowe prowadzenie w ostatniej minucie, ale na 4 sek przed końcem do kosza trafiła N.Sales wprowadzając kibiców gości w euforie.. Przedwczesną. Akcja rozpaczy D.Canty zakończona rzutem z ekwilibrystycznej pozycji odwróciła losy nie tylko tego meczu ale i całej rywalizacji a podstawowym pytaniem było – czemu Gdynianki nie faulowały Canty skoro miały dopiero 3 faule na koncie? Skrzecz (zastąpił Koziorowicza przed sezonem) pewnie dalej się nad tym zastanawia.

Ten mecz nie zakończył oczywiście rywalizacji. Znów trzeba było się pakować i jechać nad morze – mecz nr 6 był już 2 dni później - ale tym razem humory w drodze powrotnej był zgoła odmienne niż 4 dni wcześniej. Lotos podjął walkę, ale to było za mało. Nasze zawodniczki nie po to zrywały się ze stryczka w Krakowie by kłaść głowę pod topór w Gdyni. Wygrały jak najbardziej zasłużenie. A mecz nr 7? Znów tłumy na trybunach, znów głośny doping, ale jednak zupełnie inny niż rok wcześniej. To już nie była walka, tylko święto bo chyba nikt nie wierzył ze coś złego może nam się jeszcze stać.

A po meczu słychać było piosenkę o berle i koronie przez Lotos utraconych 

Finały: Wisła Kraków – Lotos Gdynia 4-3 (1-0, 1-1, 1-2, 1-3, 2-3, 3-3, 4-3)

Kadra Wisły: A.DeForge, D.Canty, C.Holdclaw, J.Skerovic, N.Trafimova, D.Vilipic, A.Wielebnowska, E.Trześniewska, M.Krawiec, D.Gburczyk, M.Radwan

Trener: E.Omanić (formalnie), A.DeForge (w praktyce), kibice (jako asystenci )

Chwila która przeszła do historii : rzut D.Canty :twisted: :twisted:

Sezon 2007/08

Przerwa miedzy sezonami upłynęła na kradzieżach. My Gdyni podebraliśmy Ewkę, oni nam Holdsclaw i Canty. Do tego duety dodali tez A.Beard, S.Maksimovic czy A.Breitreiner a my skład uzupełniliśmy takim paniami jak C.Dupree, M.Fernandez czy A.Pałka. Kto na tym wyszedł lepiej? Przez dłuższy czas wydawało się ze Gdynia. Pierwszego klapsa dała w Superpucharze Polski, 2 kolejne w sezonie zasadniczym, czwartego zaś w finale PP – i to na naszej hali. Lotos nie potknął się też w meczu z żadnym innym krajowym rywalem, więc do finałów podchodził jako zdecydowany faworyt, bez jakiejkolwiek porażki na koncie. A nam sezon nie dawał wielu powodów do radości. Owszem, były i miłe chwile jak np. wygrana w Pradze w meczu euroligowym, ale powodów do niedosytu był zdecydowanie więcej. Serc naszych nie podbił zwłaszcza zatrudniony przed sezonem nowy trener, ten sam który już jutro stanie po przeciwnej stronie barykady i już w połowie lutego abdykował na rzecz W.Downar-Zapolskiego. Dodatkowo na decydującą fazę rozgrywek wróciła do zespołu Kara Braxton.

Finał zaczął się planowo od już 5-tego w sezonie zwycięstwa Gdynianek, ale już następnego dnia spadł kamień z serca wszystkim sympatyzującym z Wisłą – DeForge i spółka wreszcie zagrały tak jak tego oczekiwaliśmy i przełamały passę rywalek. Wiadomo więc już było ze czeka nas w tej serii jeszcze co najmniej jedna wycieczka nad morze… Po paru dniach i dwumeczu w Krakowie pewnym się też stało że i pod Wawel Lotos raz jeszcze będzie musiał zawitać bowiem i w tym dwumeczu padł remis 1-1 choć trzeba uczciwie przyznać że to Gdynianki swoje mecz wygrały pewniej. Ale cóż, rozmiary i styl wygranej w finałach znaczenia żadnego nie mają.

W piątym meczu w Gdyni znów role się odwróciły, i mimo gorszego początku to Wisła była strona dominującą a kluczem do wygranej okazała się świetna w naszym wykonaniu kwarta nr 3. Mieliśmy wiec piłkę meczową na własnym parkiecie, ale już wracając z Gdyni czułem (dowody są na forum ) że to nie było jeszcze nasze ostatnie spotkanie z morzem w tej serii. I tak też się stało. Gdynia przeszkodziła nam w 3 z rzędu fecie pod Wawelem, ale jak się 3 dni później okazało zdołała jedynie opóźnić nasza tryumf.

Mecz nr 7 - kolejny który na trwałe zapisał się w annałach. Ba.. jest sporo argumentów by bronić tezę że był to najbardziej dramatyczny i emocjonujący mecz w historii żeńskiej koszykówki a naszym kraju – stojący równocześnie na bardzo wysokim poziomie sportowym. Początek należał dla Lotosu. Grali ładniej, grali lepiej, grali skuteczniej, ale nasze panie szybko się otrząsnęły i już po pierwszej kwarcie nieznacznie prowadziły. Potem już niemal do końca trwała zacięta walka punkt za punkt. W ostatnich minutach szala zaczęła się przechylać na korzyść miejscowych które odskoczyły na 4 punktowe prowadzenie które utrzymywały aż do tej akcji:

https://www.youtube.com/watch?v=ZUqAAhTxDxw

Co tam się stało redaktorze Łabędź? . Była to jedyna celna trójka DeForge w tym meczu, w którym ogólnie grała przeciętnie. To nie ona a Skera ciągnęła zespół w końcówce. Ale tym rzutem przeszła do historii. Gdyby nie trafiła wszyscy pamiętali by z jej ostatniego sezonu w naszych barwach raczej historie w jednym z krakowskich lokali a tak stworzyła sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu.

Dogrywka? Ją już mało kto pamięta, ale rządziła w niej Dupree która bawiła się w ataku ze Snytsiną. Po meczu mieliśmy okazje świętować z paniami na parkiecie.. i myślę ze nikt lepiej tego nie wspomina niż Bartolino. Gdy się poznaliśmy jakieś półtora roku wcześniej powiedział mi ze jednym z jego kibicowskich marzeń jest świętować tytuł na parkiecie w Gdyni. Ale w najpiękniejszych snach nie mógł przypuszczać ze będzie miał na to okazję po TAKIM meczu.

Coz.. to znowu się stało 

Finały: Lotos Gdynia – Wisła Kraków 3-4 (1-0, 1-1, 1-2, 2-2, 2-3, 3-3, 3-4)

Kadra Wisły: A.DeForge, C.Dupree, K.Braxton, J.Skerovic, M.Fernandez, A.Wielebnowska, A.Pałka, E.Kobryn A.Gajda, M.Krawiec

Trener: W.Downar-Zapolski

Chwila która przeszła do historii : rzut A.DeForge :twisted: :twisted: :twisted:

Sezon 2008/09
Sezon 2009/10

W tych latach swoją finałową opowieść pisali inni – w Gdyni i w Gorzowie. My pierwszy z tych sezonów zakończyliśmy na pozycji nr 3 – po półfinałowej klęsce z Gdynią (0-3) i wymęczonej wygranej w rywalizacji o brąz z Polkowicami (3-2), a rok zaledwie na 5 – po ćwierćfinałowej kompromitacji z Polkowicami (1-2). Ten drugi wynik był jednak mocno osłodzony – 5 miejsce lidze pokryło się z najlepszym naszym występem w eurolidze gdzie doszliśmy aż do F4.

Sezon 2010/11

Awans do F4 był dla nas wydarzeniem historycznym, ale jednak drugi z rzędu przegrany sezon w lidze bolał mocno. Cel na te rozgrywki był więc jasny – odzyskać mistrzowską koronę. Z poprzedniego składu zostały takie zawodniczki jak J.Burse, M.Fernadnez czy E.Kobryn a do pomocy dodano im E.Philips, G.Basko, A.Jelavic, M.Leciejewska czy N.Powell, przy czym ta ostatnia w Krakowie miała zameldować się dopiero w styczniu. Na ławce trenerskiej drugi sezon z rzędu zasiadał natomiast J.Hernandez. Niewiele więc osób z tej kadry pamiętało w sumie przecież nie tak odległy ostatni mistrzowski sezon.

Kto inny miał też być naszym głównym konkurentem w walce o mistrzowską koronę. Co prawda tytułu bronił Lotos, ale jednak mniejsze możliwości finansowe tego zespołu, mające bezpośrednie przełożenie na skład powodowały że bardziej obawialiśmy się tym razem akademiczek z Gorzowa (Y.Leuchanka, S.Richards, J.Leedham, J.Żurowska). I w pierwszej części sezonu wydawało się ze to rzeczywiście ten zespół będzie dla nas największą przeszkodą, czego najbardziej dobitnym dowodem była wygrana podopiecznych D.Maciejewskiego w Krakowie po dramatycznym spotkaniu zakończonym dogrywką. Wszystko zmieniło się w okolicy świat – w Gorzowie pojawiły się problemy finansowe, na czym mocno zresztą skorzystaliśmy pozyskując Y.Leuchankę – tą która pamiętną trójką w ostatniej sek doprowadził kilka tygodni wcześniej oprowadziła do remisu w regulaminowym czasie gry. Dla nas ten transfer był zbawienny – nie dość że pozyskaliśmy świetne zastępstwo za J.Burse, która zaszła w ciążę to w eurolidze mogliśmy grac pełnym składem.

W sezonie zasadniczym przegraliśmy jeszcze 1 mecz, nie udało nam się tez zdobyć Pucharu Polski, ale do PO przystępowaliśmy w roli zdecydowanego faworyta. Przy problemach Gorzowa nie było drużyny, która realnie mogłaby się nam przeciwstawić w serii spotkań. I życie tym razem nie zweryfikowało tych prognoz. Dotychczasowy mistrz z Gdyni został zdetronizowany już w półfinale przegrywając wyraźnie 0-3 co można uznać za taki symboliczny rewanż za sezon 2008/09 zaś w finale przyszło nam się mierzyć z CCC Polkowic, mającym w skaldzie takie panie jak S.Zoll, A.Carter czy pozyskaną od nas przed sezonem A.Pałkę.

Zespół z Dolnego Śląska już od kilku sezonów piął się w ligowej hierarchii, będąc zresztą często bardzo dla nas niewygodnym rywalem. Zwłaszcza mecze w Polkowicach były niejednokrotnie drogą przez mękę, wiec choć to po naszej stronie było więcej atutów mogliśmy się spodziewać dość ciężkiej przeprawy. Tak tez i było w istocie, choć mecze w Krakowie przebiegły jeszcze zdecydowanie pod nasze dyktando. Pierwszy z nich wygraliśmy bardzo łatwo i wysoko, drugi już po większej walce, ale na prawdziwe emocje przyszedł czas dopiero w meczach wyjazdowych. W sobotnim po 30 minutach w miarę wyrównanej walki w 4 kwarcie miejscowe prowadzone przez duet Zoll-Carter zagrały zdecydowanie lepiej i wygrały dość zdecydowanie a dzień później były bardzo bliskie powtórzenia sukcesu i doprowadzenia do rozstrzygającego meczu w Krakowie. Ten mecz był taki niejako wzorcowej jeśli chodzi o nasze mecze w tamtejszej hali. Dużo walki, szarpaniny, mało pięknej koszykówki , niski wynik no i nerwowa końcówka. Nasze zawodniczki wypracowały co prawdę w niej pare punktów przewagi, ale rywalki doszły na 2 punkty i miały świetną okazję by doprowadzić do dogrywki. Niestety dla nich a na szczęście dla nas fatalnym pudłem spod samej obręczy popisała się niemal niepilnowana Carter i po dwóch latach przerwy znów mieliśmy okazję świętować tytuł.

Finały: Wisła Kraków – CCC Polkowice 3-1 (1-0, 2-0, 2-1, 3-1)

Kadra Wisły: E.Phillips, N.Powell, Y.Leuchanka, G.Basko, A.Jelavic, E.Kobryn, M.Leciejewska, K.Krężel, P.Pawlak, J.Burse, M.Vucutovic, A.Śnieżek, D.Gburczyk

Trener: J.Hernadez

Chwila która przeszła do historii : pudło A.Carter :shock:

Sezon 2011/12

S.Zoll, E.Maltsi, I.Perovanovic, A.Pałka, J.Walich, A.Gajda a w dalszej części sezonu także A.Bibrzycka i J.Lavender – te nazwiska pokazują że w kolejnym sezonie ambicje Polkowic znacznie wzrosły. Tym razem finał nie miał być już trochę niespodziewanym sukcesem a co najwyżej planem minimum a i wzięcie rewanżu na nas nie wydawało się czymś nierealnym. Oczywiście i po naszej stronie nie brakowało „nazwisk” – w zespole zostały choćby E.Phillips, N.Powell czy E.Kobryn a pojawiły się także i nowe – M.Bjelica, A.Dabovic, A.de Mondt a na fazę PO także „Babcia” Taj McWilliams. Można było spodziewać się wiec zażartej rywalizacji i to stojącej na wyższym niż rok temu poziomie.

Do finału przystępowaliśmy z uprzywilejowanej pozycji i trzeba jasno zaznaczyć, że nie było to dziełem przypadku czy szczęśliwego zbiegu okoliczności. W całym sezonie graliśmy basket na bardzo wysokim poziomie, praktycznie nie notując wpadek. Z krajowym rywalem przegraliśmy tylko raz – właśnie w lidze w Polkowicach, wszystkie pozostałe mecze – w tym PP – padły już naszym łupem a już pierwsze rundy PO,a zwłaszcza seria półfinałowa z Toruniem była prawdziwym pokazem naszej siły. Faktem jest że Torunianki przystąpiły do tej rywalizacji mocno osłabione, ale jednak 82 punkty przewagi jakie uzyskaliśmy w sumie w tych 3 meczach musiało robić wrażenie. Dodatkowo – po raz pierwszy w czasach Can-Packu – dobra grę w lidze udało nam się połączyć z udanym startem w eurolidze, w której doszliśmy aż do 8-zespołowego turnieju finałowego.

Polkowiczanki nie grały tak efektownie, ale też planowo dotarły do finału, a ich skład oraz przywrócenie systemu Best-of-7 powodowały, że można było po cichu oczekiwać emocji choć trochę zbliżonych do tych, które były w naszej rywalizacji z Gdynią. Nic z tego, emocji co prawda nie zabrakło, ale ich skala była raczej porównywalna z tym co było rok temu. W Krakowie wygraliśmy oba mecze może nie jakoś super wysoko ale bardzo pewnie i w podobny sposób (dobre 3 kwarty) a kluczowym meczem okazał się ten 3 w którym nie zabrakło zarówno dobrej gry jak i dramaturgii naprawdę godnej finałów. Jak można było przypuszczać Polkowiczanki rzuciły w nim na szalę wszystkie swoje umiejętności i siły zdając sobie sprawę ze ewentualna porażka praktycznie zamknie im szanse do tytułu. I długo ten mecz przebiegał po ich myśli - jeszcze po 3 kwartach prowadziły 8-punktami. W 4 kwarcie stopniowo niwelowaliśmy stratę, aż wreszcie na 1,5 min przed końcem wyszliśmy na prowadzenie. Miejscowe nie odpuściły i po kolejnej minucie to na i koncie widniały 2 punkty więcej ale ostatnie słowo należało do nas a konkretnie do Anki de Mondt. Belgijka z zimną krwią trafiła trójkę na sek przed końcem wykorzystując fakt ze mająca ja kryć V.Musina postanowiła podwoić T.McWilliams. Rosjanka miała jeszcze okazje odkupić swój błąd, ale jej akcja w ostatniej sekundzie była mocno rozpaczliwa.

Ostatni mecz miał w sumie podobny przebieg. Też jeszcze po 3 kwartach to gospodynie były bliższe sukcesu, ale ostatecznie zwycięzca znów był ten sam i po raz dugi z rzędu pomarańczowi kibice musieli oglądać jak to goście cieszą się z tytułu. Tytułu który był dla nas ukoronowaniem świetnego sezonu, a który zakończył się nadspodziewanie szybko co było w dużej mierze zasługą duetu McWilliams – Hernadez. Amerykanka w finałowej rywalizacji pokazała swą wyższość nad młoda Lavender a Hiszpan udowodnił jaka jest różnica miedzy posiadaniem na ławce trenera a ręcznika.

Finały: Wisła Kraków – CCC Polkowice 4-0 (1-0, 2-0, 3-0, 4-0)

Kadra Wisły: E.Phillips, N.Powell, T.McWilliams, A.de Mondt, A.Dabovic, M.Bjelica, E.Kobryn, M.Leciejewska, P.Pawlak , K.Krężel, P.Ujhelyi

Trener: J.Hernandez

Chwila która przeszła do historii : trójka A.de Mondt 8)

Sezon 2012/13

Kolejny sezon przyniósł nam rewolucje kadrową, z kluczowych zawodniczek zostały u nas właściwe tylko 2 – A.de Mondt i E.Phillips, przy czym ta druga pojawiła się dopiero w drugiej części sezonu. Natomiast zamiast N.Powell, E.Kobryn czy M.Leciejewskiej (przeniosła się do finałowego rywala) zakontraktowaliśmy m.in. A.Beard, C.Ouvine, D.Horti, J.Żurowską a przede wszystkim T.Charles. Wielka gwiazda światowej koszykówki miała być tą zawodniczkę która poprowadzi nas nie tylko do obrony tytułu, ale także do sukcesu w eurolidze. Taki pomysł na drużynę niestety nie wypalił. Powodów takie stanu rzeczy było sporo – nie czas i miejsce by je tu wymienić analizować. Sezon zasadniczy zakończyliśmy na zaledwie 3 pozycji, straciliśmy Puchar Polski a w eurolidze nie udało nam się awansować do czołowej 8-ki. W klubie panowała duża nerwowość, której najbardziej jaskrawym przejawem było żenujące zwolnienie Hernandeza w trakcie rywalizacji w PO euroligi z Bourges. Ta decyzja jak się później okazało była dla nas przysłowiowym gwoździem do trumny. Grając w praktyce bez trenera udało nam się co prawda przełamać Artego i awansować do finału, ale w nim tym razem mieliśmy być tylko chłopcem do bicia.

Polkowice wyciągnęły bowiem wnioski z finałowej porażki i tym razem zatrudniły trenera z prawdziwego zdarzenia. Podpisanie kontraktu z Winnickim – mającym w dorobku dwa tytułu MP z Lotosem – okazało się strzałem w dziesiątkę, choć inna kwestią jest że nawet i jego obecność mogłaby nie wystarczyć gdyby nie… 2 przed sezonowe kontuzje. Przypomnę że w tamtym sezonie na Dolnym Śląsku miały występować S.Zoll i T.Oblak ale ich urazy spowodowały ze działacze musieli sięgnąć po inne opcje. I trafili z nimi równie dobrze jak z Winnickim - pozyskanie duetu Ogwumike – Palau niesamowicie podnosiło wartość drużyny.

Finałowa rywalizacja była jeszcze bardziej jednostronna niż rok wcześniej, choć pierwszy mecz zwiastował spore emocje. Podobnie jak i cała finałowa rywalizacja był on lustrzanym odbiciem tego co działo się rok wcześniej. Tym razem to my prowadziliśmy po 3 kwartach, i to my jeszcze na 1,5 przed końcem prowadzili 3 punktami. I tak jak Polkowice rok wcześniej tak tym razem nasza drużyna tego prowadzenia nie dowiozła do końca. Ale tym razem to u nas na ławce zamiast trenera był ręcznik..

W trzech następnych spotkaniach przewaga podopiecznych Winnickiego już niepodległa dyskusji. CCC wygrało zarówno drugi mecz we własnej hali jak i oba spotkania w Krakowie a jedyne emocje były spowodowane nie tym co się działo na parkiecie a dużo większym napięciem „poza sportowym” spowodowanym „incydentem” z udziałem naszego GM (a obecnie prezesa) który miał miejsce w Polkowicach w sezonie zasadniczym. . Coóż.. nie tak powinny wyglądać finały, choć pewnie kibicom z Polkowic przebieg rywalizacji jak najbardziej przypadł do gustu 

Finały: CCC Polkowice – Wisła Kraków (1-0, 2-0, 3-0, 4-0)

Kadra Wisły: T.Charles, A.Beard, E.Phillips, C.Ouvina, A. de Mondt, D.Horti, P.Stampalija, J.Żurowska, K.Krężel, D.Mieloszyńska, P.Pawlak

Trener: w protokole figurował A.Golański (wcześniej Hernandez)

Chwila która przeszła do historii : zwolnienie Hernandeza w trakcie rywalizacji z Bourges :evil:

Takie klęski mają czasem swoje plusy – stanowią niekiedy swoisty katharsis i motywują do zmian na lepsze. Tak było w naszym przypadku. Zatrudniliśmy znów przyzwoitego trenera – S.Svitka, dokonali sensownych korekt w składzie (Z.Tamane, J.Lavender, A.Quigley) i ruszyli do boju o odzyskanie należnego nam miejsce w ligowej hierarchii. I trzeba przyznać że o ile w eurolidze nie graliśmy na miarę oczekiwań o tyle jeśli chodzi o krajowe rozgrywki to Svitek długo wydawał się być idealnym rozwiązaniem. Styl gry jaki narzucał zawodniczkom spowodował ze słabsi rywale byli z reguły rozjeżdżani. A w lidze słabsi byli praktycznie wszyscy. Mimo specyficznego, 2 etapowego systemu w jakim był rozgrywany sezon zasadniczy zakończyliśmy go tylko z 1 porażką w 28 spotkaniach. Wygraliśmy tez PP, a w ligowym półfinale po raz kolejny rozbili Energę Toruń. (+88 w 3 meczach). Schody zaczęły się w finale.

Graliśmy z nich po raz 4 z rzędu z tym samym, pomarańczowym rywalem. Polkowice miały jednak słabsza niż rok wcześniej kadrę (J.Skerovic, J.McCerville, B.Snell, T.Oblak) przez co nie grały równi efektownie, przegrywały sporo spotkań (licząc także te w eurolidze) a i przytrafiła im się jedna kompromitująca kwarta w której nie splamiły się choćby 1 zdobytym punktem (w Gorzowie). To wszystko stawiało nas w roli dość zdecydowanego faworyta finałowej rozgrywki, choć pewnym niepokojem mógł napawać fakt, że zespól Winnickiego z miesiąca na miesiąc prezentował się lepiej. I w finale to się potwierdziło.

Pierwszy mecz w Krakowie padł naszym łupem, ale już dzień później świetnie ustawiona taktycznie drużyna Polkowic odebrała nam atut własnego parkietu. W tym meczu uwidoczniła się jego wyższość nad Svitkiem, który w sytuacjach stykowych tracił chłodną głowę i zamiast pomagać drużynie raczej jej przeszkadzał. Do Polkowic jechaliśmy wiec w średnich nastrojach, tym bardziej ze przed tym sezonem przywrócono w finale rywalizacje do jedynie 3 wygranych spotkań. 2 wygrane miejscowych oznaczały wiec koniec naszych marzeń o tytule.

A po pierwszym meczu do naszej klęski brakowało już tylko 1 kroczku. Polkowice po fenomenalne 3 kwarcie, w której rozstrzelały nas 35-14 pewnie wygrały i byłby zapewne w tym momencie faworytkami rywalizacji gdyby nie jedno „ale”, które miało miejsce jeszcze przed spotkanie. Wtedy to działacze (albo raczej działacz) z Polkowic postanowili przebić sposób w jaki nasi włodarze pożegnali się z Hernandezem rok wcześniej i rozwiązali kontrakt z Winnickim z powodu wiadomo jakiego. I ten ruch kosztował ich zapewne utratę tytułu. Owszem, ten mecz bezpośrednio po zwolnieniu jeszcze padł ich łupem, ale do niego zespół przygotował jeszcze Ślimak. Dzień później go już nie było, i nie miał kto skorygować taktyki w momencie gdy i Svitek to zrobił. Mecz nr 4 nie był co prawda dla nas spacerkiem, długo walczyliśmy by przełamać rywala ale w końcówce się to udało i mogliśmy wracać do Krakowa na mecz nr 5.

Taki przebieg finałowej rywalizacji spowodował że na tym ostatnim meczu hala znów żyła. Oczywiście była to tylko namiastka atmosfery z finałów gdyńskich, ale jednak dużo lepsza niż rok wcześniej. No i na szczęście dla nas kolejnego zwrotu akcji już nie było – Polkowice co prawda się ni poddały, ale wygrać nie były w stanie. Mistrz znów był pod Wawelem.
Ten mecz zakończył finałową sagę Krakowsko – Polkowicką. Nie tak ciekawą i nie stojącą na tak wysokim poziomie jak tak Krakowsko – Gdyńska, ale tez mająca swoje smaczki i punkty zwrotne.

Finały: Wisła Kraków – CCC Polkowice (1-0, 1-1, 1-2, 2-2, 3-2)

Kadra Wisły: J.Lavender, A.Quigley, D.McCray, Z.Tamane, C.Ouvina, J.Żurowska, A.Skobel, A.Szott, P.Pawlak, K.Krężel

Trener: S.Svitek

Chwila która przeszła do historii : zwolnienie Winnickiego przed meczem nr 3 :shock:

Sezon 2014/15

Mamy go jeszcze świeżo w pamięci. Dysponowaliśmy w nim bodajże najlepiej w historii zbudowanym składem, i to chyba w dużej mierze zasługa Svitka, który nie bał się zrezygnować z takich trochę hamulcowych pań jak Krężel czy Pawlak. Zachowany natomiast został kręgosłup drużyny z poprzedniego sezonu (Lavender, Quigley, Ouvina, Żurowska, Szott, Skobel) a wzmocnienia były bardzo sensowne (Vadersloot, Abdi, Petronyte, Kaczmarczyk, później Ziętara). Biorąc pod uwagę ze w kraju nikt nie zbudował jakiegoś piorunującego składu byliśmy niemal skazani na sukces. I tak też się stało. Owszem, pozostał lekki niedosyt do eurolidze, gdzie nam trochę zabrakło by awansować do ¼ finału ale na krajowych parkietach byliśmy suwerenem. W sezonie zasadniczym komplet wygranych, obroniony Puchar Polski, bez porażki także w 2 pierwszych rundach PO… Z takim dorobkiem do rozgrywki finałowej jeszcze nie przystępowaliśmy.

Po drugiej stronie barykady stanęło tym razem bydgoskie Artego i na dzień dobry sprawiło małą sensacje wygrywając w Krakowie w meczu nr 1. Jak się później okazało to spotkanie było najbardziej wyrównanym i dramatycznym spotkaniem finałowej rozgrywki, a o sukcesie przyjaznych zadecydowała trójka Quinn tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Jeśli jednak ktoś po tym meczu liczył na jakąś super emocjonującą serię finałową czy wręcz na sukces Artego to się mocno przeliczył. Już następnego dnia doszło do prawdziwej rzezi niewiniątek i nie obchodzi mnie to czy stało się tak tylko dlatego że Herkt odpuścił mecz. 44 punkty przewagi, tylko 38 zdobytych przez Artego punktów w tym 9 w drugiej połowie (2 z gry!) to wyniki kompromitujące dla każdej poważnej drużyny nie mówiąc już o kandydacie na mistrza.

W 3 meczu Artego znów powalczyło, ale tym razem i nasze panie odpowiedziały tym samym, ostatecznie wygrywając kilkoma punktami a dzień później już bez najmniejszych problemów zakończyły finałową zabawę. Stało się wiec tak jak wskazywała logika. Nasza przewaga była w tamtych rozgrywkach po prostu zbyt duża by rywalki mogły jż zniwelować w kilku kolejnych meczach. Nie miała też ona, a także całe rozgrywki, jakiegoś takiego kluczowego momentu, który decydował w dużym stopniu o końcowych wynikach. Teraz może(powinno?) być inaczej.

Finały: Wisła Kraków – Artego Bydgoszcz (0-1, 1-1, 2-1, 3-1)

Kadra Wisły: J.Lavender, A.Quigley, C.Vandersloot, G.Petronyte, F.Abdi, C.Ouvina, J.Żurowska, A.Skobel, A.Szott, M.Ziętara, A.Kaczmarczyk

Trener: S.Svitek

Chwila która przeszła do historii : brak :roll:

Sezon 2015/16

Ta historia zacznie się pisać dopiero jutro. Cze będzie ciekawa? Zanosi się na to że tak. Powinny być większe niż rok temu emocje, powinny być zwroty akcji, powinny pojawić się pozytywne i negatywne bohaterki. A czy tak rzeczywiście będzie to się okaże, już nie raz z dużej chmury spadł mały deszcz
... tysiące przejechanych kilometrów ... setki przegadanych godzin .. dziesiątki odwiedzonych miast, stadionów i hal ... jedna trójkolorowa pasja ...

zibiz
Żak
Posty: 308
Rejestracja: 28 listopada 2009, 21:02
Lokalizacja: Kraków

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: zibiz » 29 kwietnia 2016, 12:44

Na te wspomnienia aż się łezka zakręciła w oku. Szczególnie wspomnienia potyczek z Gdynią. Oby nadal udało się podtrzymać mistrzowską serię. Nasze koszykarki też powinny sobie poczytać te wspomnienia i pooglądać. Niektóre mecze do tej pory są w moich nagraniach.

Awatar użytkownika
golew
Kadet
Posty: 1122
Rejestracja: 16 lutego 2008, 17:23
Lokalizacja: Gdynia

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: golew » 30 kwietnia 2016, 18:00

Tylko czy zawodniczkom coś by to dało? Nie ich czasy, nie ich wspomnienia. Właściwie to chyba tylko w sercach kibiców żyje historia klubu - zawodniczki, trenerzy, czasem i prezesi się zmieniają a kibice trwają przy swoim zespole.

Twoja wyliczanka przypomniała mi dwa mecze, na których byłam, jeszcze nie mieszkając w Gdyni, jeszcze kibicując z doskoku. Ten z rzutem Canty i ten z rzutem ADF. Co to były za emocje i nerwy do samego końca, niestety bez happy endu. Szkoda, że teraz nie przeżywamy takich emocji, bo nawet finał EEWBL to już nie to samo...

Awatar użytkownika
ann
Administrator
Posty: 8266
Rejestracja: 07 maja 2005, 17:36
Lokalizacja: Tarnów

Re: TBLK - Finał (29.04.2016 - 8.05.2016)

Postautor: ann » 30 kwietnia 2016, 19:01

Brawo Wiselko:):):)
Jutro Artego musi a Wisła może...zobaczymy co z tego będzie...rotacja u Pana Tomasza taka jak w Wiśle...wiec...wszystko może się zdarzyć.

Szkoda ze TVP Shit dyskryminuje kibiców zza oceanu i nie było mi dane zobqczyc gry naszych dziewczyn :evil:
Jeśli ktoś w Krakowie zapyta się za 20 lat: kim była DeForge? Odpowiedź będzie tylko jedna: wielką zawodniczką!


https://www.youtube.com/watch?v=N7ABk7vDous


Wróć do „Aktualności Ekstraklasa”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 24 gości