We wspomnianym tekście na onecie Rusin twierdzi, że zawodniczki, które przeciwko CCC zagrały bardzo dobrze, w finale spisały się trochę słabiej. Zgadza się, ale Wisła miała ten sam problem. Ygueravide zagrała dużo słabiej niż w półfinale, ale znakomicie swoją szansę wykorzystała Ben Abdelkader, która w sobotę grała słabo i w ogóle najkrócej z całej ósemki (tylko 11 minut). Również Gidden nie utrzymała bardzo dobrzej dyspozycji, chociaż przeciwko Ślęzie zagrała dość przyzwoicie, mając bez wątpienia swój udział w sukcesie. Dostała większe wsparcie od Morrison i kto wie, czy to nie był jeden z detali decydujących o wygranej. Pomijam kwestię defensywy, bo ona wyglądała co najmniej o niebo lepiej niż w meczu ligowym na początku stycznia. Ponadto Rusin wspominał o tym, że to był dla nich trzeci mecz. OK, ale czy Wisła była wiele gorsza pod tym względem? Swój mecz w Schio rozgrywała 21 godzin wcześniej niż Ślęza mierzyła się z Pszczółką. We Włoszech Jose rotował siódemką, cztery z nich grały ponad 30 min, a rywalki to przecież silna euroligowa drużyna. Jedynie Simmons tam nie wystąpiła, ale przy jej słabszej formie to akurat nie miało specjalnego znaczenia. Półfinał to też nie była zabawa, zwłaszcza że pod koniec pierwszej kwarty było już -12.
Tak, jak niektórzy stawiali tutaj Ślęzę - skądinąd słusznie - w roli faworytek, to spodziewałem się, że Jose wyciągnie wnioski z tamtej porażki i zrobi wszystko, aby zdobyć puchar, co przy pełnej mobilizacji i atucie własnej hali było realne. Ciśnienie pewnie było duże, bo impreza u siebie i oczywiste, że ewentualna porażka zawsze byłaby bardziej dotkliwa (nawet mimo wiadomych problemów kadrowych) niż gdzieś w obcej hali. To był też pewnego rodzaju test charakteru dla dziewczyn, zdany jak najbardziej pozytywnie, co dobrze rokuje przed play-off.
Kosz-ykarz pisze:ChrisLbn pisze:Prezes Wisły uważa, że mecz stał na wysokim poziomie. Chyba jednak trochę przesadził - 30 strat obu zespołów i do tego skuteczność z gry poniżej 40%.
http://eurosport.onet.pl/koszykowka/pio ... iny/50tc41[/quote
dla mnie najwyzszy poziom mial polfinal Slezy z CCC
No i OK. Również uważam, że prezes trochę zbyt entuzjastycznie ocenia poziom finału. Tylko, że to nie jest jazda figurowa na lodzie, żeby dywagować, kto i kiedy piękniej zagrał. Mecze o najwyższą stawkę z reguły nie należą do pięknych, dominuje walka, obrona, są nerwy, więc ze skutecznością i widowiskowością bywa różnie. Były wielkie emocje, obie drużyny zagrały z pełnym zaangażowaniem, a poziom może nie wspaniały, ale w sumie godny finału. Chciałoby się więcej takich wydarzeń.
PS. W przeciwieństwie do kolegi z Gdyni, nie jest mi szkoda Dabović. Sama takie kluby wybiera, unikając gry w Eurolidze, a bardziej skupiając się na wykręcaniu statystyk i łatwej kasie (chociaż ona pewnie jeszcze łatwiejsza w Chinach czy Korei).