Szału nie ma, ale jest 1-0 i to się liczy.
Na jakieś większe podsumowanie to może się porwę jutro, dzis trzy rzeczy dla mnie niespodziewane, które poniekąd dały nam zwycięstwo:
1. Deska. Chyba nigdy nie wygraliśmy deski w historii klubu, co tu dużo mówić, może w ataku nie było z tego wielu punktów, ale swoją czyscilismy idealnie.
2. Każda sekunda spędzona na boisku przez Justynę to skarb. Żal to pisać o kimś, kto przecież ma pojęcie jak się gra w te grę, ale dzisiejsze 20 minut to był najpiękniejszy sabotaż jaki mogła wymyślić. W tym miejscu pozdrawiam takoż Eliasza, bo trzymając na boisku takiego gracza kosztem Conde to też wspaniały sabotaż.
3. Balintova gra w obronie. Może to do tej pory nie było oczywiste, a może to po prostu playoffy, ale Baśka ustaje w obronie 1v1 i Conde i Leo, co przyznam w teorii nie powinno mieć miejsca.
Z rzeczy drugoplanowych - Russell bezjajeczna i rzadko wykorzystująca przewagę nad Cannon, ale za to dobrze grała Zośka, więc to nie aż taki factor. Taktycznie to też nie taka padaka w Wiśle jak malujecie, u nas też się zdarzały dziwne pomysły. Rzutowo dramat i to też nieco fałszuje wynik, chociaż z naszej obrony jestem zadowolony.
Ps. Bydzia już w plecy, Gorzów i Lublin prowadzą, pora przestać grać w typerze bo wstyd